Farbowałam dzisiaj Iryska. I
podcinałam jej grzywkę. :') A potem pomyślałam sobie: napiszę o jednej z moich
ulubionych farb do włosów. Generalnie lubię farby Joanny ze względu na niską cenę
i mały stopień zniszczeń, które sieją na moich włosach. Zapewne nie u
każdego się sprawdzą, ale warto je wypróbować.
Bohater(ka?) dnia.
Moje przygody z farbami.
Od gimnazjum farbowałam włosy, niemal
trzy lata ciągle miałam na głowie czerwienie i ciemne róże. Na
pewno zresztą do nich wrócę, choć w bardziej intensywnej wersji. Wstawiłabym
zdjęcia, ale niestety ich nie posiadam - umarły w męczarniach, kiedy komputer,
na którym były trzymane, zepsuł się i nie udało się niczego z niego
odzyskać.
Nie patrzcie na twarz, mocno sprane włosy (i dziwne światło oraz jakoś lodówki).
W każdym bądź razie - nosiłam sobie te czerwienie wszelakie i pokrewne,
oczywiście uzyskane farbami Joanny (jeśli mnie pamięć nie myli odcieniami 230 i
231 najczęściej). Farbowałam się wtedy na bardzo ciemne włosy i nie
zniszczone, co za tym idzie kolory nie były szczególnie intensywne. Farby na
takie naturalne włosy nie działały wysuszająco ani nie wzmagały
wypadania. Wypierały się szybko, jak to czerwienie mają w zwyczaju - po góra
półtorej miesiąca miałam lekko rozjaśnione włosy z lekkim odcieniem
czerwieni. Dodam tylko, że włosy farbowałam co 4-6 miesięcy. Po
pójściu do liceum zrobiłam sobie połowę włosów fioletową, ale już nie Joanną,
niestety nie pamiętam jaka to była firma, nigry potem już jej nie widziałam. Do
niej wróciłam na początku drugiej klasy liceum i zaczęłam stopniowo
rozjaśniać włosy. Używałam rozjaśniacza do pasemek.
Narutalny, nie rozjaśniony słońcem kolor, na cztery miesiące przed zaczęciem zabaw z rozjaśniaczem.
Tu już cała grzywka jest rozjaśniona.
Najpierw 1/4 grzywki, potem
połowa, aż wreszcie cała grzywka. Jako że niecierpliwa bestia ze mnie czasem
wychodzi, to następnym krokiem było rozjaśnienie całości włosów.
Ale nie, nie raz. Mam naturalnie dość grube i przede wszystkim gęste włosy, które
osiągając długość do ramion i będąc wycieniowane są zbyt ciężkie, co
powoduje ból głowy, kiedy mam je związane (nawet luźno). Ponad to są one
naturalnie bardzo ciemne - ciężko je rozjaśnić do blondu innego niż 'sikowaty'.
'Sikowaty blond'.
A
moim celem była platyna. Nie dla faktu bycia platynową blondynką, a żeby
tonery do włosów mi załapały. Łącznie całość włosów rozjaśniałam
około 5-7 razy w ciągu trzech miesięcy, a grzywkę jakieś 10. O dziwo nie były spalone.
xD Dopiero ostanie dwa rozjaśniania przesuszyły mi włosy, ale używałam
wtedy z braku Joanny rozjaśniacza z Delii (NIGDY WIĘCEJ). Potem miałam
trzymiesięczny romans z tonerami La Rich'e, które zresztą polecam.
Dzień pierwszy z tonerami.
Tydzień po poprawieniu koloru (czwarty tydzień po pierwszym farbowaniu tonerem).
Następnie nieudane farbowanie Palette na rudo, które ostatecznie naostrzyło mi nożyczki,
zresztą wyszedł brzydki brąz.
Siano sianem poganiane.
Tu po ścięciu łamliwego siana. Kolor nijaki, ale dało się przeżyć.
Długi czas ratowałam włosy i zdecydowałam dać
im odpocząć po tej tyranii. Od kwietnia 2012 roku do stycznia 2013 nie
dotykałam farb.
Naturallny kolor, odrobinę rozjaśniony słońcem.
Aż w styczniu użyłam Joanny 243 Czarny bez. Obecnie próbuję powoli doprowadzić włosy do koloru srebrnego, choć bardzo kusi mnie ciemny róż/jakaś żywa czerwień.
Farbowanie na czarno - Joanna 243 Czarny bez.
I o tej farbie miałam dzisiaj przede
wszystkim pisać (ale oczywiście mi nie wyszło za bardzo,
spodziewałam się w sumie). Nosiłam czarne włosy (z kawałkiem
blondu z jednej strony, od spodu) do sierpnia 2013 roku.
Nie do końca równo pokryło, bo mama źle mi farbę nałożyła. :C Włosy po wyschnięciu tego samego dnia, w którym były farbowane.
Nie dlatego,
że było coś z nimi nie tak, tylko mi się zwyczajnie znudziły.
Ale przez cały ten okres miały ładny kolor, nawet jeśli nieco je
zaniedbywałam.
Czerń (z odrostami oczywiście) w kwietniu. Na zdjęciu ja, Irysek, Minako (nasza nauczycielka japońskiego) oraz Chaski podczas uroczystości zakończenia roku szkolnego klas maturalnych.
Na kilka dni przed dekoloryzacją, kolor wciąż intensywny.
Generalnie, gdyby nie ciężka dekoloryzacja pewnie
często bym do czerni wracała i nawet nie szukałabym innej farby,
żeby wypróbować coś nowego. Niestety zbyt szybko każdy
kolor włosów mi powszednieje. Na niefarbowanych włosach
trzymałam tą farbę około 20 minut, więc ten minimalny czas
zalecany przez producenta. Dzisiaj, jak wyżej wspomniałam,
farbowałam Iryska właśnie Czarnym bzem. Użyłyśmy dwóch
opakowań farby na włosy o długości za piersi/do wcięcia w talii.
Nie zdążyłam nałożyć farby na całą głowę, a już było
widać reakcję.
Irysek ma farbę na głowie, zdjęcie zrobione chwilę po skończeniu nakładania farby.
Po jakichś 30 minutach od zaczęcia 'operacji'
farba została zmyta i Irysek ma śliczną czerń na głowie. Czuć
było, że ma nieco przesuszone po całym zabiegu końcówki
włosów, ale była na to przygotowana. Jeszcze machnęłam jej grzywkę, bo była ciut za długa i gotowe. Teraz nic, tylko je
odżywiać. :')
Efekt końcowy, zdjęcia zamazane, bo robiłyśmy dziwne miny pod wpływem oparów z farby.
I na koniec.
Mam nadzieję, że ktoś jednak przed to przebrnął. :') Przepraszam za moją twarz i jakość niektórych zdjęć. xD I błędy też, tak standardowo.